poniedziałek, 9 lutego 2015

Chapter Two

Powędrowałam do kawiarni, chciałam kupić sobie kawę latte cafe, która chociaż odrobinę doda mi siły. Podeszłam do lady i przyglądnęłam się dokładnie menu, które wyglądało niesamowicie przepysznie. Zamyśliłam się, często tak miałam, wtedy nie kogo nie słyszałam i nie widziałam, moja uwaga była poświęcona rzekomej rzeczy, która mnie interesowała. To było słaba chwila na zamyślenie się, od drugiej strony lady przyszedł nieznośnie przystojny mężczyzna, szczególną zaletą jego wyglądu były dziary na ciele, bardzo widoczne, ale nadzwyczajnie ciekawe i piękne. Wyszłam na kompletną idiotkę, mówił do mnie z jakieś 5 minut, a ja ani drgnęłam. Jejku, jaki wstyd... aż do chwili kiedy, nie wytrzymał i z szerokim uśmiechem na twarzy zaczął machać mi dłonią przed twarzą, cały czas powtarzając zapytanie, czy wszystko ze mną okay. W końcu się wzdrygnęłam, a przy okazji zarumieniłam, co przy piegach wygląda okropnie bynajmniej, dla mnie...
-Emm... hej- Pokiwał delikatnie głową na boki, przymrużając oczy i lekko się uśmiechając- Wszystko okay? Wydawałaś się, jak w transie...- Zgiął się i oparł łokcie na blacie, a uwodzicielski uśmiech nie schodził z jego buźki, która z lekka była pokryta szorstkim zarostem- czy coś w tym stylu- zachichotał brunet dosyć łagodnie, a niebieskie ślepia chłopaka nie spuszczały ze mnie wzroku.
-Przepraszam, trochę mi za to wstyd- Zacisnęłam wargi, tworząc z nich perfekcyjnie prostą i przy okazji długą linię- Po prostu się zamyśliłam, tyle...- Odetchnęłam głęboko i przetarłam moją zarumienioną twarz dłońmi. Przełknęłam ślinę, która zdążyła zebrać się w moim gardle, po czym sięgnęłam po portfel do torebki. Jasno różowy, więc dziewczęcy. Nie był, aż taki duży, mieścił się w skali normy. Trzymałam go w prawej ręce i jeszcze raz spojrzałam na menu kawiarni- Poproszę średnią latte i jeślibyś mógł to dodaj więcej mleka, niż zwykle- Otworzyłam lewą dłonią jasno różowy portfel i uniosłam mimowolnie brwi do góry, widząc tak wielką sumę pieniędzy. Chłopak popatrzył na mnie z rozbawieniem i po chwili się wyprostował.
 -Nie masz przy sobie pieniędzy?- Prychnął bezczelnym uśmiechem, z nadzieją, że naprawdę nie mam sobie kasy. Przecież nie mogłam wyjść z domu bez pieniędzy, mama by do tego nie dopuściła. Nie mogłam się powstrzymać, beztroski uśmiech sam wszedł na plan główny.
-Otóż, Panie...- Spojrzałam identyfikator chłopaka, zamrugałam kilkukrotnie, udając pustą lalkę- Tomlinson, mam dla Pana przykrą wiadomość. Mam pieniądze i jestem wypełniona nimi, aż po brzegi. Tak właśnie- Puściłam mu oczko, po czym położyłam na blat więcej dolarów, niż powinnam mu dać. On zrobił wielkie oczyska, jakby zobaczył ducha, po czym łapczywie złapał za kasę, zaczął przeliczać, a następnie głośno przełknął głośno ślinę- Nie dziękuj, starczy Ci na następny tatuaż, a teraz... raz, raz. Zaraz chcę widzieć tu moją kawę- Chłopak zaraz potem schował pieniądze do kasy i bez sprzeciwień pokiwał głową na tak. Widać po nim było, że był lekko skrępowany całą tą zaistniałą sytuacją, ale nie chciał tego jakoś zbytnio pokazywać. Zza ściany było słychać krzyki i rozbijające się talerze, lekko się wystraszyłam, no bo kto by pomyślał, że takie zachowanie jest dopuszczalne i to jeszcze w miejscu pracy. Absurdalny absurd, ktoś, coś w końcu powinien z tym zrobić, ale ta rola już nie należała do mnie. Schowałam portfel z powrotem do torby, a następnie wyciągnęłam z niej telefon. Pierwsze co zrobiłam, to spojrzałam na godzinę - 13.13, westchnęłam i odblokowałam ekran blokady. Pierwsze co zwróciło moją uwagę, to nie odebrane połączenie. Okazało się, że to moja mama, chciałam jak najszybciej oddzwonić, lecz zauważyłam, że nowo poznany mi pracownik kawiarni, idzie już do mnie pośpiesznym krokiem, trzymając moją kawę w dłoni. Szybko schowałam komórkę, chłopaka a blat, dzieliły tylko 5cm, aż nagle ktoś popchnął go gwałtownie od tyłu. Brunet upuścił kawę i obił się mocno brzuchem o ostry brzeg blatu. Kawa rozlała się i prysnęła na cały mój nowiutki sweterek. Ja czując na siebie gorącą ciecz podskoczyłam z piskiem do tyłu, zahaczając plecami o innego chłopaka, który właśnie przechodził równie dobrze z kawą, tyle, że jego kawa była lodowata. Przeze mnie wylał ją na siebie, a ja odskoczyłam w bok. Cała kawiarnia umilkła, każdy wzrok był skierowany, tylko i wyłącznie na mnie, co było strasznie krępujące. Brązowooki, który stał za mną patrzył z niedowierzaniem na swoją białą bluzkę, która od kilku sekund nie była już taka biała. Tommo z bólem brzucha, wyskoczył zza lady, trzymając tone chusteczek w ręce.
-Jezus, nic Ci nie jest?- Zapytał szybko oddychając. Ukucnął przy moim brzuchu i za pomocą chusteczek usiłował wysuszyć mój jasnoróżowy sweter.
-Scarlett, nie Jezus.- Wydukałam pośpiesznie- Nie, nic takiego się nie stało- Ułożyłam dłoń całej powierzchni czoła, po czym głęboko złapałam powietrze, by się nie zdenerwować. Przeniosłam wzrok na ciemnowłosego chłopaka, który zabrał jakiejś Panience serwetki i także próbował pozbyć się za ich pomocą ciemnego płynu- A Tobie nic nie jest? Zapłacę za szody, jeśli będziesz ode mnie tego wyczekiwał...- Spuściłam głowę, patrząc na bruneta, który męczył się ze sweterkiem.
-Mi nie, mojej bluzce tak- Mruknął z lekką pogardą w głosie, po czym dodał- Nie wysilaj się, swoje pieniądze możesz sobie wiesz, gdzie wsadzić.- Warknął, a ja wyczułam wściekłość, która właśnie teraz w nim panowała.
-Milszy nie potrafisz być?!- Krzyknął niebieskooki, łapiąc mnie delikatnie za biodro.
-Morda w kubeł, męska dziwko!- Odkrzyknął chłopak, o nieco ciemniejszej karnacji. Tym razem, ja też się zdenerwowałam, a emocje zawsze były silniejsze ode mnie, więc nie mogłam się powstrzymać.
-Jeśli nie umiesz się po ludzku wyrazić, to w ogóle się nie odzywaj! A Ty mnie zostaw, rozmawiałam z Tobą?! Nie, więc właśnie! Obydwoje potrzebujecie lekcji manier!- Warknęłam, a Tomlinson wraz z moim słowami się podniósł. Podszedł do ciemnowłosego i włożył mu brudne, mokre chusteczki za koszulkę. Popchnął go na stół, przy którym siedziała starsza Pani i złapał go za czarną, skórzaną kurtkę, która przypominała moją, tyle, że była męską wersją. Brązowooki odepchnął go od siebie nogą i równie szybko się podniósł, następnie walnął go z zaciśniętej pięści w twarz. Nie doszło do poważniejszej bójki, gdyż wysoki, nieco przy kości facet wbiegł do akcji i stanął pomiędzy nimi. Stałam jak wryta, a następnie pozbierałam wszystkie śmieci, które leżały rozwalone na podłodze. Nie miałam nic więcej do powiedzenia, więc tylko tyle mogłam zdziałać.
-Cholera, Zayn! Co Ty tu robisz?! Dobrze wiesz, że jak sąd się o tym dowie, to dostaniesz karę!- Krzyknął patrząc na ciemnowłosego, Tommo chamsko się zaśmiał, a ja przeprosiłam za niego tą starszą Panię, która mała co nie dostała zawału.- Tomlinson, cisza! Z czego się śmiejesz, lepszy nie jesteś!- Popchnął go na pewno starszy od niego mężczyzna- Na dzisiaj masz wolne, a jutro porozmawiam sobie z Twoją mamą!- Wrócił wzrokiem do Brązowookiego- A Ciebie już tutaj nie widzę, raz powiedziałem i nie będę się powtarzać!- Warknął, złapał go za łachy i wyprowadził z kawiarni. Przymknęłam powieki, wzięłam głęboki oddech i pokręciłam sprzecznie głową.
-Jak to wolne?! Muszę zarobić, przecież dobrze o tym wiesz! Nie możesz mi tego zrobić! Nie, kurwa!- Krzyknął, waląc pięścią o stół, na tyle mocno, że talerzyki, które na nim stały podskoczyły.
-Powiedziałem coś!- Menadżer galerii pomógł mi sprzątać. Chłopak chwilę stał zdenerwowany, opierając się rękoma, o swoje biodra i chciał coś powiedzieć. Obrócił się, poszedł przed siebie, a pod czas swojego marszu zdążył wywrócić nerwowo krzesło. Wyszedł z budynku bez słowa.- Przepraszam za niego, zaraz dostaniesz swoje pieniądze z powrotem... i dziękuję za pomoc, eh...- Westchnął lekko załamany i wyrzucił resztkę porcelanowego szkła do kosza. Podniosłam się i poprawiłam torbę na ramieniu, również cicho westchnęłam i postawiłam krzesło na równe nogi. Obejrzałam się dookoła własnej osi i dopiero teraz spostrzegłam, że każdy klient uciekł, prócz mnie.
-Osobiście wolę moją kawę, od pieniędzy- Uśmiechnęłam się słabo, wiedząc, że żaden uśmiech nie jest w tej chwili na miejscu,
-Oczywiście, nie ma problemu!- Po krótszym momencie pomieszczenie wyglądało, tak jak wcześniej- Mów mi Bob, żeby nie było, aż tak sztywno...-Westchnął, ze świadomością, że tak czy siak, jest już wystarczająco sztywna atmosfera.
-Okay, Bob. Ja jestem Scarlett...- Uniosłam kącik ust do góry i oblizałam suche już od krzyku wargi. Poczułam straszne kucie w gardle, zdarłam sobie głos, więc na tą chwilę musiałam cicho odpowiadać. Niemalże szeptem- A jeśli mogłabym zapytać, to... czemu..
-Louis nie chce wychodzić z pracy, kiedy daje mu wolne?- Nawet nie zdążyłam dokończyć, a on już wiedział o co mi chodzi- Nie powinienem tego rozpowiadać, ale matka Lou jest poważnie chora, a leczenie jest niesamowicie drogie. Biedny Tomlinson, nadal ma nadzieję, że jego mama nie umrze- Wzruszył lekko ramionami i wrócił za barek. Bob wypowiadając, tak przykre zdanie, nie okazał ani jednego uczucia, co było dość dziwne. Przygnębiająca prawda, ludzi nic nie dają za darmo, więc nie byłam zdziwiona reakcją Louis'a na wiadomość, że może już stąd wypierniczać. Zbyt długo się nad tym nie zastanawiałam, można powiedzieć, iż poszłam na żywioł.
-Em...umm... Mogę go dzisiaj zastąpić w pracy? W sensie...mogę za niego zarobić trochę pieniędzy, które pójdą na jego przyszłą wypłatę?- Wyjęczałam niepewna. Przecież mógł powiedzieć, że to kompletna bzdura. Bob przystał z nogi na nogę, popatrzył na mnie, jak na idiotkę i skrzyżował ręce na brzuchu.
-Hymm...nie wiem na co Ci to i po co marnować Ci czas w tej norze, ale jeżeli tak bardzo tego chcesz, to proszę... Chociaż tak będę mógł Ci się odwdzięczyć.- Oznajmił, lekko poirytowany i wszedł do kuchni. Westchnęłam i ruszyłam za ladę. Co ja sobie myślałam? Nawet go nie znałam, a już się dla niego poświęcałam. Ludzie mogli nazwać mnie głupią i naiwną, a drudzy mogli powiedzieć, że jestem kochaną dziewczynką, o której każdy marzy. Nie brałam żadnej opinii pod uwagę, po prostu robiłam, to co wydawało mi się mądre i rozsądne, to znaczy, że kierowałam się w życiu umysłem, a nie zwracałam uwagi na zachcianki serca. Byłam ustawiona na rozsądne myślenie, a nie na nagłe pomysły. Zdjęłam skórzaną kurtkę, powiesiłam ją na wieszaku, przy tylnym wyjściu, a następnie zdjęłam brudny sweter. Złożyłam i schowałam do torebki, Bob dał mi zielony fartuszek, a ja założyłam go na podkoszulkę. Musiałam odczekać jakieś dziesięć minut, poprawiając włosy małą szczotką, aż w końcu przyszedł pierwszy klient. Zamówił czekoladowy tort i przy okazji oznajmił, że to dla jego żony, która ma dziś imieniny. Odpowiadałam mu na wszystkie zapytania, najmilej jak potrafiłam. Szeroki uśmiech też mnie nie opuszczał, a wszystko dla niebieskookiego, aby dostał większy napiwek. Moja starania nie poszły na marne, obsłużyłam minimum 20 osób i od każdej dostałam spory napiwek. Wszystkie napiwki poszły na konto Lou, a nie było tego mało. Dostał na konto tyle pieniędzy, ile zarobiłby w trzy dni. Kawiarnia była przepełniona, a ja zostałam jeszcze nad godziny, bo się opłacało. Kiedy Bob był już w pełni zachwycony zarobkami kawiarni, zaproponował mi stałą pracę tutaj. Od razu się zgodziłam, bo ta praca naprawdę była przyjemna, no i dużo ode mnie nie wymagali. Niedługo potem dobiegła 21:30, więc Bob kazał mi wracać do domu, bo i tak już zamykał. Odłożyłam fartuch na miejsce, ubrałam kurtkę, zabrałam swoje rzeczy, a następnie podziękowałam za propozycję pracy. Na zewnątrz strasznie lało, na szczęście miałam przy sobie swoją ukochaną parasolkę. Wyszłam uśmiechnięta z galerii, odetchnęłam świeżym powietrzem i byłam z siebie dumna, że zrobiłam tak dobry uczynek, dla kogoś, kogo nie znam. Poszłam tą samą drogą, którą przyszłam, więc przechodziłam obok fontanny, która pryskała wodą na wszystkie strony. Na jej murku siedział Tomlinson i najwidoczniej marzł, bo trząsł się z zimna, niczym ciułała. Na początku mnie nie zauważył, ale potem poszło już z górki. Niebieskooki wstał i szybkim krokiem do mnie podszedł, był cały mokry, a krople deszczu powoli spływały po jego twarzy. Stanęłam w miejscu, jak wryta, a on bez słowa mi się dokładnie przyglądał. Nagle główna lampa zgasła i tylko małe lampeczki fontanny oświetlały twarz chłopaka. Czysto błękitne światło, świeciło w niebieskie oczy Bruneta, co prześlicznie wyglądało. Efekt światła, sprawił, że jego tęczówki zaczęły błyszczeć, a jego źrenice się powiększać. Rozłożył ręce, a ja już myślałam, że chce mnie objąć, jednak się pomyliłam. Tomlinson nasunął mój materiałowy kaptur mi na głowę i lekko się uśmiechnął, a następnie odsunął, po czym powiedział:
-A już myślałem, że się Ciebie nie doczekam. Siedziałem tu i siedziałem...- Schował ręce do swych kieszeni spodni, po czym przewrócił oczami, patrząc na fontannę- A moje ciało zostało przykryte kroplami deszczówki, zarówno jak i kroplami fontanny...- Wzruszył delikatnie ramionami. Brunet wydawał się lekko załamany, sprawiał wrażenie smutnego, lecz to było tylko błędne wrażenie, lub ja byłam po prostu taka naiwna- Naszej fontanny.-Niezmiernie szybko jego oczy powędrowały na moje ciało, które idealnie zeskanował. Gwałtownie wyciągnął dłonie, które w ułamku sekundy znalazły się na moich kruchych biodrach. Całą swoją siłą przyciągnął mnie do swojego ciała i szeroko się uśmiechnął- Od tylu lat wyczekuję, takiej właśnie kobiety, które biodra perfekcyjnie mieszczą się w moich rękach.- Uśmiechnął się, a ja próbowałam zrobić krok w tył, lecz trzymał mnie, tak mocno przy sobie, że to było właściwie niemożliwe- Nie ruszysz się stąd nigdzie, dopóki nie dasz mi swojego numeru- Uniósł kącik ust, po czym rozluźnił nieco uścisk, ale cały czas był na tyle silny, aby udostępnić mi drogę ucieczki. Patrzyłam na niego z lekkim przerażeniem, nie wiedziałam, jak mam się wobec niego zachować, przecież mógł mi coś zrobić, a tego nie chciałam.. Pokiwałam zgodnie głową
-Dobrze- Szybko sięgnęłam ręką do torebki, bo wydawało mi się, że tam na pewno jest mój telefon, ale wyszło na to, że moje 'na pewno', to tak naprawdę 'chyba'. Zaczęłam szybko grzebać w torbie, byłam lekko poddenerwowana, a następnie straciłam jakąkolwiek nadzieję na szybki powrót do domu. Brunet widząc, że naprawdę nie mam mojej komórki, lekko się zaśmiał, a ja patrząc na swoje buty powiedziałam:- Zostawiłam go w kawiarni... Jutro Ci dam, zgoda? Obiecuję.- Przełknęłam głośno ślinę. Chłopak wywrócił oczami i pokiwał negatywnie głową.
-Nie, nie zgoda. Nie ma numeru, nie ma powrotu do domu. Zapowiada się, na to, że dziś spędzimy tą noc razem.
-Ale mój tata i mój brat będą się martwili, a ja zresztą nie mam najmniejszej ochoty spędzać całej nocy, u boku jakiegoś chłopaka, który nie wie, co to przestrzeń osobista. Zostaw mnie, albo zacznę krzyczeć.- Zagroziłam ze wrogością w głosie, a Niebieskooki, tylko bezczelnie się zaśmiał.
-Krzycz. Tylko zostaw trochę krzyku na później, bo jeśli dobrze pójdzie to...-Schylił się, a jego wilgotne wargi przejechały po moim uchu- Będzie to długa i dosyć soczysta noc.-Ustami zahaczył jeszcze o moją kość policzkową, na której zostawił mokry ślad. Dreszcze wzięły za wygraną, ta bliskość, która nam teraz towarzyszyła była niezwykle gorąca, czułam normalnie, jak temperatura mojego ciała wzrasta, lecz nie mogłabym nazwać tego podnieceniem. Bardziej adrenaliną, której już dawno nie czułam, aż do teraz. Louis wydawał się, tak tajemniczy i niezrozumiały, a jednocześnie chamsko bezczelny, że aż sprawiał u mnie gęsią skórkę. Oczywiście, bałam się, że coś może mi zrobić, ale z drugiej strony myślałam, że to, jakiś głupi żart, ponieważ po co miałby mi coś robić, gdy jego matka leży śmiertelnie chora w domu. Deszcz się uspokoił, a fontanna była coraz słabsza. Nastolatek jeździł wargami, po mojej szyi, a lekko odchylałam głowę do tyłu. Coś nagle we mnie pękło, nie mogłam wydusić z siebie, ani jęku, a co dopiero słowa. Dziwnie zaczęłam się rozkoszować namiętną chwilą, ale to nie byłam ja... to nie mogłam być ja, bynajmniej tak sobie wmawiałam. Jego dłonie delikatnie masowały, moje biodra, jak nigdy dotąd nie były masowane. Wszystko działo się, tak szybko, że nawet nie zauważyłam, iż to był jego cel na dziś. Nagle ból spowodowany malinką na szyi, coś we mnie wzbudził. Otworzyłam szeroko oczy, jednocześnie wydałam z siebie cichy jęk szybko oddychając
-Stop, Louis!- Krzyknęłam szeptem.

4 komentarze:

  1. Wow! Ja po prostu, o kurcze! :o
    To jest jedno z najlepszych opowiadań, jakie czytałam! Chcę więcej. :'(
    Pewnie się na nią rzucił, bo miała kasę. I pomyśleć, że ona dla niego jest taka dobra...
    Tyle emocji mną teraz kieruje; zachwyt, szczęście, podziw.. musisz mi więc wybaczyć, że nie napisałam długiego komentarza, ale ja po prostu nie potrafię. Nie teraz.
    Kiedy będzie następny rodział? Oczywiście, będę obserwować i czytać Twojego bloga. Jest genialny. Naprawdę! ♡
    Pozdrawiam i weny życzę. ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział będzie w tą niedzielę i serdecznie dziękuję za tak pozytywne komentarze! Aż uśmiech pojawia mi się na twarzy, gdy widzę takie miłe opinie! Sam komentarz, to już jest coś i dziękuję za tą obserwację, dałaś mi dużo motywacji i mam nadzieję, że będziesz odwiedzać tego bloga częściej. Jestem mega szczęśliwa, gdy mam świadomość, że chociaż jednej osobie podoba się to, co tu piszę!
      Pozdrawiam -Jacquliney.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Nawet internetowe serduszko mnie uszczęśliwia <3
      -Jacquliney.

      Usuń

Proszę o szczere opinie, które możecie napisać w komentarzu. Gdy jest gdzieś jakaś literówka, czy też błąd ortograficzny, możecie również mi o tym powiedzieć. Proszę też, aby komentarze i ich zawartość były schludne i bez niepotrzebnych wulgaryzmów.