niedziela, 8 lutego 2015

Chapter One

Był chłodny, deszczowy i nieco wietrzny dzień, lecz czego innego spodziewać się po tym dziwnie smutnym miasteczku. W Miami było zupełnie inaczej, ciepło i słonecznie, rzadko kiedy padał deszcz, zawsze była ładna pogoda i okazja na ubranie krótkich spodenek, czy też obcisłych topów.. Że też ma matka, akurat w te wakacje rozkazała mi jechać do taty, który od czasów dzieciństwa stracił ze mną jakikolwiek kontakt. Absurd, trzy miesiące u boku mężczyzny, który jest naszym ojcem, ale nie czujemy do niego żadnych głębszych uczuć. Zresztą, mama też była nam obca, jak cała nasza rodzina. Byłam i wciąż jestem inna, można nawet powiedzieć, że wyjątkowa, więc było to normalne, że na dzisiejszą chwilę nikt nie potrafił mnie zrozumieć. W radiu leciała piosenka Ozzy Osbourne'a, jeszcze z czasów 90-tych. Mama kochała go za młodych lat, a więc jego kawałki były już u nas normalnością. Ja osobiście wolałam muzykę klasyczną, najlepiej przyjął się u mnie Fryderyk Chopin i jego zwalająca z nóg rewolucją na fortepianie. Zawsze ciekawiło mnie, to jak ten młody człowiek może być, aż tak utalentowany i mądry. W dzisiejszych latach, rzadko kiedy spotykamy utalentowaną i przy okazji mądrą młodzież, więc z ręką na sercu mogę przyznać, iż warto brać z niego przykład. Jego muzyka jest, niczym poezja dla słuchu i serca. Słuchając jej, można wyimaginować sobie wszystko, dlatego też właśnie go uwielbiam. Rodzice zawsze pokładali we mnie nadzieję, że będę taka sama, jak oni - Nieznośna nastolatka, upodabniająca się do dzieci Emo/Rock'a, lecz ich nadzieję nigdy się nie spełniły. Byłam ich przeciwieństwem, od najmłodszych lat pragnęłam grać na pianinie i tak też się stało.  Całe swoje dnie spędzałam siedząc przy tym fascynującym instrumencie, a więc mama uznała, że muszę pobyć trochę czasu z moimi rówieśnikami i przy okazji zbliżyć się do mojego taty. Jako osoba jeszcze niepełnoletnia, nie mogłam nic poradzić. Co prawda, błagałam ją, aby mi tego nie robiła, lecz wszystkie moje starania poszły do kosza na śmieci, podobnie jak mój wczorajszy obiad. Jako wegetarianka, rzadko kiedy, ktoś zadowalał moje kubki smakowe, więc nic dziwnego, że dzisiaj znowuż byłam na głodzie. Całą pięciogodzinną podróż spędziłam gapiąc się w szybę, o którą obijały się łzy nieba, zwane również kroplami deszczu. Oczywiście, Amelie (imię mamy) próbowała mnie zagadać, ale nawet  na rozmowę nie miałam chęci, więc unikałam jakichkolwiek tematów. Te kilka godzin, wydawały się niemalże zniechęcającą wiecznością, ale w końcu dobiegł koniec. Jak najszybciej otworzyłam ciężkie samochodowe drzwi (ciężkie, bo byłam bardzo krucha i niezbyt silna) i wysiadłam z pojazdu. Myślałam, że zaraz upadnę. Moje nogi były pozbawione siły, lecz z trudnością dały radę dojść do domu ojca. Edd (imię taty) niespodziewanie już na nas czekał, siedział na ganku przed domem i wypatrywał nasze przybycie, popijając przy tym swoją waniliową herbatkę. Mój brat, Aiden, jak zawodowy biegacz prędko pobiegł do tatusia, a ja trzymając się obręczy schodów, trudziłam się by wejść na górę. Zniesmaczyła mnie ta cała sytuacja, widok szczęśliwego ojca, który przytula swojego ukochanego syna, nie należał do moich najlepszych widoków. Do tego ta pogoda, wystarczyło tylko kilka minut, a już byłam mokra tam gdzie nie powinnam. Popchnęłam biało-drewniane drzwi, które wydały nieprzyjemny zgrzyt, a następnie weszłam do środka. Poczułam na sobie dziwne spojrzenie Edd'a, po którym nie wiadomo było, czy jest szczęśliwy, czy raczej niezachwycony moją obecnością tu. Odetchnął głęboko i pokulał w moją stronę, obydwoje byliśmy nieco skrępowani, ale tata dawał sobie lepiej radę ode mnie. Uśmiechnął się i rozłożył ramiona do uścisku. Pozostawało mi, tylko jedno wyjście - przytulenie go. Zrobiłam krok w przód i wpadłam w jego dłonie. Jego wodę kolońską można było wyczuć na kilometr, lecz mi to nie przeszkadzało. Po prostu lubiłam męskie perfumy, więc to był raczej plus, tego krępującego gestu od strony ojca. Niedługo po tym odsunął się i spojrzał mi w oczy swoimi zielonymi ślepiami.
-Cześć, Mała. Jak tam podróż minęła?- Po jego zachowaniu można było się domyślić, że nie wie jak obchodzić się z nastolatkami. Uniósł rękę i poklepał mnie w ramię, przez co mało się nie zachwiałam.
-Hej, Tato. Yhmm...Raczej dobrze.- Ledwo co otworzyłam usta, moje suche wargi zdążyły się do siebie przykleić. Tato patrzył na mnie z niedowierzaniem, uświadomił sobie, że dorosłam..Zmieniłam się, a jego podczas tych momentów nie było. Deszcz nasycił moje włosy, więc zdawałam sobie sprawę, że wyglądałam gorzej, niż powinnam teraz wyglądać. Aiden zbiegł pomóc mamie z torbami, a moje uszy znów zastały nieciekawy odgłos zamykających się drzwi.
-No, to chyba... Spoko- Ten nieprawdziwy uśmiech znów zawitał na jego brutalnie gładkiej buźce. Uniosłam brwi do góry i wzruszyłam wargami. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, ani jaki temat poruszyć, więc postanowiłam się jak najszybciej ulotnić. Z wejścia głównego na ganek, weszłam do środka mieszkania i zaczęłam się rozglądać. Wszędzie panowała nadmierna wilgoć, coś strasznego. Zero świeżego powietrza, a kurz jaki tam występował był nieznośnie obrzydliwy. Dokładnie widać było, że brak tu kobiecej troski, zdawało się na to, że od ich rozwodu tata nie ruszył się, ani razu by chociaż odkurzyć. To był dopiero sam początek przy drzwiach, więc interesowało mnie to, jak ogólnie wygląda cały dom. Zapewne tragicznie, nie miałam zamiaru spać w takim burdelu, więc wychodziło na to, że tata musiał się postarać dla swej córeczki, lub bynajmniej dla swojej (byłej) żony. Poszłam głębiej, ubrudzony błotem dywan pokierował mnie, aż do średniego salonu. Rzeczywiście, nie przypominałam sobie czasów, w których spędzałam większość swojego dzieciństwa, a przyznać muszę, że pamięć mam świetną, więc coś było nie tak. Na samym środku stała niewielka sofa, przykryta czerwono-ciemnym kocem, podniosłam koc i ujrzałam niesamowite dziury w siedzeniach. Wyglądało to na sprawę kota, który musi być naprawdę niewychowany. Przy oknie, po lewej stała antyczna szafa, nieco obdarta z farby, lecz nadal antyczna. Mebel w moim stylu, byłam trochę staroświecka, ale nic nie mogę na to poradzić. Wyciągnęłam rękę by ją otworzyć, przełykając przy tym głośno ślinę, lecz nagle poczułam na sobie kruche dłonie.
-Akuku!- Krzyknął 11latek, stając za mną.
-Jejku, Aiden... Przestraszyłeś mnie.-Pokręciłam sprzecznie głową i zabrałam rękę do siebie. Moje ciało automatycznie obróciło się przodem do chłopca.
-Tak, wiem. To był mój cel!- Widocznie uradowany uczeń podstawówki, podskoczył z radości i cicho zachichotał. Ironicznie zachichotałam i odeszłam w stronę skromnej kuchni. Młodszy brat powędrował za mną, mrucząc coś pod nosem. Nie zwróciłam na to szczególnej uwagi, za to mała kuchnia mnie zainspirowała. Ta zaokrąglona lodówka, z klamką, niczym klamka od drzwi. Aiden uchylił głowę w prawo, podobnie jak zaciekawiony pies i nie odrywał wzroku od na pewno starej lodówki. Zaśmiałam się i ją otworzyłam. Co w niej zastałam? Jedynie zgniłą kanapkę z serem i przeterminowane mleko, czyli nic co mogłabym zjeść. Zajrzałam do zamrażarki, nie spodziewałam się tego po czterdziestoletnim mężczyźnie.
-Zamrożony stanik?...- Młody nieco się skrzywił. Przełknął ślinę i odsunął się od lodówki.
-Cyckonosz, mój drogi. Witamy w XXI wieku, gdzie nawet stare krowy nie umieją się pohamować, przed własną głupotą- Przymknęłam oczy i lekko wydęłam dolną wargę. Śmiech nie mógł się ukryć, delikatnie nim parsknęłam. Zamknęłam zamrażarkę i powędrowałam dalej, zahaczając palcami o mokre naczynia. Chłopaczyna wzruszyła ramionami i poszła za mną. Na drodze spotkałam jeszcze kominek, po którym widać było, że był nieruszony od jakiś 10 lat, czyli od kiedy mama go zostawiła. Fotel również mnie przywitał, długi i nie za bardzo szeroki, co znaczy, klasyk średniowiecza. Trafiliśmy również na dużą łazienkę, w której skład wchodziła ogromna śnieżnobiała wanna, długi prysznic, śnieżnobiała umywalka ze wzrokami i luksusowy kibel. Domyśliłam się, że to miejsce, to świątynia dla ojca, bo tylko o to pomieszczenie dbał. Me rodzeństwo zatrzymało się przed wejściem do toalety i najwyraźniej zachwycony otworzył szeroko usta.
-Ekstra!- Podskoczył z uśmiechem na twarzy i wszedł do schludnego pokoju.
-Nie utop się tam!- Pokiwałam głową na boki, unosząc brwi do góry. Nie miałam ochoty podziwiać dziwnie nowoczesnej łazienki, dlatego też poszłam dalej. Wąski korytarz zaprowadził mnie niskich schodów na drugie piętro. Drewniane schodki pokryte były miłym w dotyku, fioletowym dywanem. Weszłam na górę, zastałam tam trójkę drzwi. Pierwsze po prawej, drugie po lewej, a trzecie na wprost. Jako praworęczna wybrałam prawe drzwi i to był doskonały wybór. Mój niezwykle dobry wzrok ujrzał dziewczęcy pokój, pokryty niezwykle realistyczną leśną tapetą. Szczęka mi opadła, gdy tylko ujrzałam to pomieszczenie. To łoże, ogromne zielono-drewniane łóżko, z pościelą w kolorowe motylki. Przełknęłam ślinę i zdjęłam buty przed wejściem, by nie naruszyć czystości, jaka w nim obecnie panowała. Weszłam po cichu do środka i dostrzegłam wielkie szklane drzwi, które prowadziły na balkon, o przeciętym rozmiarze. Nie mogłam się oprzeć, złapałam za ich rączkę, otwierając je w ten sposób i wyszłam na zewnątrz. Kafelki były nadzwyczajnie gładkie, spojrzałam w górę i dostrzegłam osłonę przed deszczem w kształcie żółtego liścia. Widok również był niesamowicie cudowny, obłędny las kolczasty. To się dopiero nazywa mieć odjazdowy pokój. Wróciłam do środka, zamknęłam zielone drzwi, nie na klucz, chociaż miałam taką możliwość.Po mojej lewej stało biurko, ciemnobrązowe biurko, wyglądające na prawdziwy antyk. Nie miałam słów, by opisać, jak się wtedy czułam. Można powiedzieć, że byłam dalej niż w niebie, czułam się spełniona. Przejechałam po nim palcami, było aksamitnie gładkie, bynajmniej z wierzchu. Uśmiech nie znikał z mojej mordki, a nogi nie mogły się opanować przed zwiedzaniem dalej. Przejeżdżając dłonią po zachwycającej tapecie trafiłam na kolejne drzwi, ukryte w rogu pokoju. Nie miały normalnego rozmiaru, wyglądały jak białe drzwi z Alicji w Krainie Czarów. Otworzyłam je za pomocą kluczyka, który czekał na mnie szafce nocnej i weszłam do środka. Nawet nie marzyłam o takiej szafie na ciuchy. Doskonała garderoba,
 czułam się w jakiejś fantastycznej bajce. Najlepsze było to, że ciuchy były nowe i w moim rozmiarze. Różnorodne spódniczki i sukienki. Stosy zakolanówek i rajstop. Obcisłe kozaki za kostkę w kolorach jesieni. Różowe kalosze, kolorowe czapki i szaliki. Luźne sweterki. Niebiosa dla takiej Panienki, jaką byłam. Czułam się taka szczęśliwa, miliony motylków buzowały w moim brzuszku, a bicie serca miało nieznośnie szybkie tempo. Przeglądałam nowiutkie ubrania z zachwytem, lecz coś przerwało tą czynność. Melodyjka z szkatułki zaczęła grać, tak od tak. Wystraszyłam się trochę, lecz minimalny strach szybko opuścił moją duszę. Obróciłam się i dopiero wtedy zobaczyłam małą toaletkę, która wypełniona była kosmetykami, kremami i innymi rzeczami, które na ogół używam. Uśmiechnęłam się szeroko, ukazując szereg białych zębów. Szkatułka leżała w rogu, a z niej wychodziła przyjazna muzyczka. Sięgnęłam po nią i otworzyłam małą szufladkę. Okazało się, że zawartość tego małego pojemniczka, to drogocenny łańcuszek, który należał niegdyś do mej pra, pra, pra babci Marleny. Moje ciemnobrązowe ślepia zabłyszczały widząc, tak piękną i starą biżuterię. Bez dalszych przemyśleń zapięłam łańcuszek na szyi i przejrzałam się w oświetlonym lustrze. Niesamowicie podobał mi się ten prezent, więc nie miałam zamiaru go ściągać. Odstawiłam szkatułkę na miejsce. Powróciłam do ubrań, wybrałam te, które na ten moment mi najbardziej odpowiadały i złapałam za szufladę. Moje podejrzenia były słuszne, nowiutka bielizna, oczywiście z koronką, bo mama ją uwielbia, więc widocznie, to wszystko zasługa mamy, a już miałam nadzieję, że tata się wyłącznie dla mnie postarał. No nic, wzięłam potrzebne mi rzeczy pod pachę i wyszłam z wspaniałego pomieszczenia. Zamknęłam białe, mini drzwiczki na klucz i wyszłam z pokoju. Pomieszczenie na przeciwko mojego było otwarte, co oznaczało, że Aiden przywitał się już ze swoim pokojem. Zza rogu było widać pokój w stylu astronauty, kosmos! Uniosłam kącik ust do góry i zeszłam na dół, oczywiście bez butów, czego pożałowałam. Szłam zgodnie z brudnym dywanem, by nie wbić sobie czasami drzazgi w stopach. Musiałam przejść przez drobną kuchnie, w której prowadzili konwersację moi rodzice. Oczywiście, ich uwaga skupiła się na mnie i bez pytań nie mogło się obejść.
-Hej, Skarbie. Jak Ci się podoba Twój nowy pokój? Wszystko wybieraliśmy wspólnie, to znaczy z Twoim tatą.- Uśmiechnęła się delikatnie matka. Ojciec chciał coś powiedzieć, ale postanowił się nie odzywać. Pokiwałam, tylko zgodnie głową i ruszyłam w stronę ubikacji. Weszłam do środka i zamknęłam się w niej na klucz. Rozglądnęłam się wokół własnej osi i pokiwałam się na stopach.
-Więc...-Zacisnęłam wargi, tworząc z nich idealnie prostą linię- Gdzieś na pewno muszą być ręczniki...- Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to szafeczka pod umywalką. Moje przeczucia znów mnie nie zawiodły. Otworzyłam szafeczkę i zastałam tam różne ręczniki, krótsze i dłuższe. Wzięłam dwa, jeden do głowy, drugi do ciała. Za ręcznikami leżały żyletki do golenia i różowe prezerwatywy. Podejrzenia skierowałam ku mamie, bo jeszcze niedawno się mnie pytała, czy już to robiłam. Westchnęłam nerwowo i sięgnęłam po damską żyletkę. Przejrzałam się ostatni raz w lustrze i zaczęłam zdejmować z siebie mokre ubrania, łącznie ze stringami i stanikiem. Pozostało, tylko pytanie co wybrać - Wanna, czy prysznic. Uroki wanny wygrały, odkręciłam kran i ustawiłam gorącą temperaturę. Usadowiłam ręczniki w bezpiecznym miejscu, gdzie woda ich nie dosięgnie, po czym włożyłam brudne, a raczej mokre cichy do nowoczesnej pralki z najnowszą technologią włączania. Wywróciłam sarkastycznie oczami i weszłam do wanny, zapełnionej po brzegi pianą.  Zamoczyłam się w wodzie po same uszy i relaksowałam się danym mi komfortem. Cudo, taka kąpiel, to coś co najbardziej wtedy pragnęłam. Po dłuższej chwili, chwyciłam za mydło z najwyższych półek i zaczęłam obmywać nim moje namoczone wodą ciało. Mama zadbała nawet o najmniejsze szczegóły, byle by umilić mi pobyt u ojca. Załatwiła mi mój ulubiony malinowy szampon i odżywkę do włosów, którą rzadko gdzie można kupić. Nasyciłam moje rude, długie włosy i poczekałam chwilkę, aż preparat wsiąknie w naskórki włosa. Następnie wszystko spłukałam i zajęłam się depilacją nóg, pach i żeby nie było, o miejscu intymnym też nie zapomniałam. Nie trwało to zbyt długo, po chwili w pełni odprężona i czysta wyskoczyłam z wanny. Zrobiłam turban z
ręcznika na głowie, a drugim delikatnie wysuszyłam swoje nagie ciało, które po krótszej chwili nie było już takie nagie. Byłam w pełni zachwycona pokojem, zarówno, jak jego zawartością. Kto by się spodziewał, że moja mama, Amelie, zrobi mi taką niespodziankę, bo ja na pewno nie. W rogu, na kamiennej półce leżała suszarka do włosów. Sięgnęłam po nią, wyglądała, tak, jak z salonu fryzjerskiego, zupełnie nowa, zresztą jak wszystko inne tutaj. Było popołudniu, a ja nie miałam zamiaru spędzić, a raczej marnować całego dnia siedząc z ojcem, który rzadko kiedy się do mnie odzywa. Miałam zamiar wyjść, poznać tutejsze okolice i zwyczaje, przecież mama na pewno nie pominęła kupna najważniejszej rzeczy - dziewczęcej parasolki. Znam moją mamę i wiem, że myśli o wszystkim, pomijając fakt, że chce się odmłodzić i się ze mną zaprzyjaźnić. Byłam prawie gotowa do wyjścia, schowałam swoją żyletkę, odłożyłam suszarkę na miejsce, powiesiłam ręczniki na wieszakach i wyszłam z wilgotnego, lecz przyjemnego miejsca. Wiedziałam, że znów czeka mnie spotkanie z rodzicami i to był mój słaby punkt. Poszłam spokojnie w ich stronę, odgarniając włosy do tyłu, czyli na plecy. Popijali spokojnie kawę i rozmawiali o różnych rzeczach. U obydwu dorosłych pojawił się miły uśmiech na sam mój widok, niewidocznie gołym okiem odwzajemniłam gest.
-Połapałaś się już, co, gdzie i jak?- Mama puściła mi oczko, a tata cicho zachichotał. Na początku nie wiedziałam o co jej chodzi, ale potem się domyśliłam. Chodziło jej o te prezerwatywy... Odetchnęłam głośno, lekko skrępowana i spojrzałam na tatę, on na mnie również- To dobrze... Niedługo będę się zbierać i... Widzę, że się gdzieś wybierasz- Amelie zeskanowała mnie swoim wzrokiem, a ja tylko pokiwałam głową- Mam nadzieję, że Twój pokój Ci się podoba, i że wszystkie ciuchy pasują!-Kobieta uśmiechała się, ukazując swoje śnieżnobiałe ząbki, a ja przytakiwałam.
-To znaczy... Tak, jest ekstra- Uniosłam kąciki ust do góry i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
-To bardzo dobrze, to już możesz lecieć- Uśmiechnął się lekko Edd, a ja zgodnie z jego zgodą powędrowałam na górę. Wróciłam do pokoju, a raczej do garderoby i zasiadłam przy toaletce. Uczesałam włosy grzebieniem, a te wraz z moimi ruchami dłoni lekko się zakręciły, no cóż, takie już były. Jak każda nastolatka w moim wieku, nałożyłam małą dawkę podkładu na buzię, po czym rozsmarowałam go na całej jej powierzchni, z nadzieją, że chociaż trochę zakryje moje ogromne piegi, lecz wszystko na marne. Podkład zasłonił jedynie kilka opryszczek, które posiadałam, chociaż to... Następnie złapałam tusz do rzęs, które naturalnie były wystarczająco długie, ale kilka poprawek nigdy nie zaszkodzi. Puder, jasny błyszczyk i byłam gotowa. Zamknęłam pokój na klucz i zdążyłam pożegnać się jeszcze z mamą. Aiden już czekał przy drzwiach, a ja dopiero doszłam do matki, która ubierała się do wyjścia. Tato stał oparty o framugę drzwi na ganek i patrzył na całą tą sytuację.
-Pamiętaj, Dziecko, wszystko co Ci potrzebne załatwiłam. Twoja walizka jest w garażu, gdyż uznałam, że już nie potrzebujesz tych starych łachów.- Oznajmiła kobieta, pośpiesznie ubierając buty i kurtkę.
-A co z moją szczoteczką do zębów?- Zaśmiałam się łagodnie, ale cicho.
-Ah, no tak. Kupiłam Ci nową, leży w reklamówce koło prysznica.- Wyprostowała się i spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Mamo, no chodź już! Chcę wrócić do mojego superowego pokoju!- Wtrącił się 11latek.
-Już idę, chwila no!- Odkrzyknęła Amelie- Pamiętaj, jak coś to dzwoń, Twoja komórka jest w kuchni, razem z ładowarką- Zarzuciła torebkę na ramię.
-Dobrze mamo, pamiętam- Uśmiechnęłam się i ją przytuliłam. Zaraz potem poczułam jej usta na swoim policzku.
-To ten...Trzymaj się.-Odsunęła się i poszła do wyjścia. Aiden uściskał ją na pożegnanie, a tata bezczynie się przypatrywał- Pa, Dzieci! Kocham Was!- Krzyknęła wsiadając do pojazdu.
-My Ciebie też, mamo!- Krzyknął brat, kiedy już zdążyła odjechać- Odlot!- Przybił z tatą piątkę i razem pobiegli do jego pokoju. Poszłam do kuchni, wzięłam swoją torebkę, która wisiała na krześle kuchennym i złapałam za telefon, zostawiając jego ładowarkę na blacie. Schowałam go do środka i założyłam nową kurtkę, która wisiała na ganku. Zwykła, skórzana kurtka z materiałowym kapturem. Na ziemi leżała biała parasolka, w różowe kwiatki. Zapewne należała ona do mnie, więc właśnie ją wzięłam. Wzięłam głęboki wdech i skierowałam się ku wyjściu.
-Wychodzę!-Krzyknęłam na tyle głośno, by Edd usłyszał. Zeszłam po schodach i odgarnęłam włosy na plecy. Wyprostowana poszłam w dłuż ulicy, patrząc czasami na tabliczki, by mieć pewność czy na pewno idę w dobrym kierunku. Miałam zamiar dojść do centrum tego miasteczka, czyli do miejsca, gdzie młodzież zazwyczaj przesiaduje. Co prawda, byłam dość nieśmiała, ale lubiłam poznawać nowe osoby, tyle, że rzadko, kiedy miałam taką okazję...

2 komentarze:

  1. Jak na razie zapowiada się ciekawie:) Bardzo podoba mi się to, że jest taki bogaty język, a na dodatek opowiadanie samo w sobie jest wciągające i interesujące. Pisz dalej!;]]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, mam nadzieję, że to naprawdę szczera opinia! Postaram się, jak najszybciej dodać następny rozdział. Wielkie dzięki, naprawdę miło się to czyta!:)

      Usuń

Proszę o szczere opinie, które możecie napisać w komentarzu. Gdy jest gdzieś jakaś literówka, czy też błąd ortograficzny, możecie również mi o tym powiedzieć. Proszę też, aby komentarze i ich zawartość były schludne i bez niepotrzebnych wulgaryzmów.